Helsinki Oodi
Helsinki ostatni dzień pobytu
Poniedziałek 22.07.2019
Dotarliśmy już prawie do końca opowieści, które powstały dzięki wpisom Magdy.
Madziu DZIĘKUJĘ!!!
Ostatni dzień pobytu.
Wczesnym rankiem odłączyłam się od naszej grupy. Jadę metrem mijając kolejne przystanki o bardzo skomplikowanych nazwach. Język Fiński jest bardzo trudny, a długością liter w niektórych wyrazach, mam wrażenie, że przebija wszystkie języki świata. Nie do zapamiętania. Mam jedną wskazówkę. Wysiadam na drugim przystanku gdy metro wyjedzie z podziemi. Super. To proste.
Pędzę przez wiadukt na wyspę Kulosaari, aby odwiedzić Ambasadę Rzeczypospolitej Polskiej ponieważ podczas pobytu w Helsinkach przydarzyła mi się nieprzyjemna sytuacja, a wręcz niezwykła i niewytłumaczalna.
Zaginął mój dowód osobisty.
Był i się skrył (oby). Mam nadzieję, że nikt mi go nie ukradł w niecnych celach, a tylko się gdzieś zawieruszył. Niemniej, nawet będą w kraju należącym do Unii Europejskiej lecz poruszając się samolotem, dokument potwierdzający tożsamość jest konieczny. Nie pozostało mi nic innego jak szybko go zdobyć.
W sobotę odwiedziłam fotografa, gdzie wykonałam zdjęcie za bagatela 36 Euro, a w ambasadzie za wydanie tymczasowego paszportu zapłaciłam 40 euro.
Wizytę w ambasadzie miałam umówioną na 9:00, a ok południa wyszłam z tymczasowym paszportem, do wyrobienia którego przydały się takie informacje jak PESEL i numer starego dowodu osobistego (podobnież to przyspieszyło weryfikację).
Samolot powrotny odlatywał o 17:00 więc wszystko zdążyłam ze spokojem załatwić, a przy okazji zwiedziłam wyspę Kulosaari, która uważana jest za bardzo ekskluzywną część Helsinek.
Z moimi dziewczynami, spotkałam się, gdy kierowały swe kroki w kierunku biblioteki Oodi.
Oodi
Oodi to prezent miasta dla mieszkańców z okazji 100-lecia uzyskania przez Finlandię niepodległości.
Jest to 3 piętrowy budynek ze szkła i drewna kształtem przypominający kadłub statku, natomiast dach nawiązuje do falującego morza.
Niby biblioteka, ale w rzeczywistości miejsce aktywnego i wspólnego spędzania czasu. Jest tu studio nagrań – można nagrać własną płytę, jest maszyna do szycia, drukarka wielkoformatowa, pokoje z grami komputerowymi, restauracja z widokiem na budynek Parlamentu i wiele innych atrakcji, ale to co najbardziej przykuło moją uwagę, to drukarka 3D. Wow, właśnie coś się drukowało. To jest niesamowite, jak warstwa po warstwie powstaje kształt zadany z komputera. Nie mieliśmy wiele czasu. Nie wiem co powstawało, ale skopiowałam sobie instrukcję obsługi drukarki. Być, może kiedyś mi się przyda ;-).
Zrobiłyśmy sobie wspólne zdjęcia w fotobudce. Nazwa Yogelsinki, czyli yoga w Helsinkach to nasza nazwa własna.
Potem jeszcze obiad, który tym razem zjadłyśmy w ogródku hiszpańskiej restauracji i pociągiem o literze I udajemy się na lotnisko Helsinki-Vantaa, skąd liniami Finnair lecimy do Berlina.
No niin*, przygoda nasza się kończy, chociaż podróż trwa jeszcze kilka godzin zanim dotrzemy do domów.
*No niin (wymawiany noniii lub spolszczona wersja nooniee) i inne fińskie osobliwości w następnym wpisie, liczę, że Was zainteresuje. Zapraszam.
Podziwiam szybkość wydania tymczasowego paszportu.
Koszty wysokie ale i dokument cenny . Dobrze ,że wszystko szczęśliwie załatwiłaś.
Wspólne zdjęcie- śliczne!
Pozdrawiam